Całe bogactwo świata
Wyobraźmy sobie negocjacje z zagranicznym partnerem. Polski menedżer robi świetne wrażenie swoją angielszczyzną, ale wszyscy odchodzą od stołu bez żadnego rozstrzygnięcia. Dopiero w czasie kolacji w węższym gronie, gdy nasz menedżer odkrywa, że rozmawia z zapalonym – równie mocno jak on sam – wędkarzem i udaje mu się opowiedzieć o najpiękniejszym złowionym w życiu lipieniu, lody zostają przełamane. Udaje mu się opowiedzieć, bo z pewnym trudem, ale jednak, przypomina sobie, że lipień to po angielsku grayling. Rozmowa schodzi na luźniejsze tematy. Następnego negocjacje toczą się dużo lepiej – i kontrakt zostaje dopięty. Dlatego namawiamy klientów, by na bazie tego, co im przekazujemy, uczyli się na własną rękę – i radzimy, jak to robić. By potraktowali naukę języka jako drogę do realizacji prywatnych pasji i marzeń. Fachowe, biznesowe słownictwo jest ważne, ale świat jest przecież dużo bogatszy.